One more chance cz.10 part 2

Krótka ale obiecałam że dodam jak najszybciej więc wywiązuję się z obietnicy :) Szczerze mówiąc to nie podoba mi się ta notka. Jakoś tak dziwnie mi się ją pisało. Nie potrafiłam przekazać tego co chciałam, ale już trudno. Sami zdecydujcie. Zapraszam.

Poprawiałam makijaż gdy usłyszałam trąbienie samochodu. Wyjrzałam przez okno. Pod domem stał samochód Johnny'ego. Zeszłam na dół, ubrałam ulubione złote sandałki i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi.
- Cześć kochanie. - usłyszałam gdy tylko się odwróciłam.
- Cześć. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę opartego o samochód Johnny'ego. Podeszłam i dał mi całusa w usta. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Jechaliśmy w ciszy, którą przerwałam po paru minutach. - Gdzie jedziemy?
- Na plażę. - uśmiechnął się.
- Super. - odwzajemniłam uśmiech. Porozmawialiśmy jeszcze chwilkę i dotarliśmy na miejsce. Zatrzymaliśmy się i rozłożyliśmy piknik. Świetnie się bawiliśmy, jedząc, żartując i śmiejąc się. Czas szybko minął. Nawet się nie obejrzałam jak zaczęła robić się ciemno. - Zrobiło się późno. Odwieziesz mnie? Muszę dokończyć się pakować.
- Pakować? Po co?
- Nie rozumiem. Przecież jutro mam samolot do Polski. Dobrze o tym wiesz.
- Jak to do Polski?! Chcesz wyjechać?! Jesteśmy zaręczeni a ty chcesz ot tak sobie wyjechać?!
- Nie krzycz na mnie! Dobrze wiesz że miałam tu być do końca wakacji! Wiesz o tym że nigdy nie rozstawałam się z rodziną na tak długo! Może byś pomyślał że za nimi tęsknie?! Chcę ich w końcu zobaczyć?!
- A ja się nie liczę?! Oświadczyłem ci się! A ty się zgodziłaś! Nie zapominaj o tym! Nie możesz mnie tu zostawić jakby to był jakiś przelotny romans!
- Zwariowałeś?! Mam tu siedzieć jak w więzieniu?! O to ci chodzi?! Ja tam mam rodzinę! To moja ojczyzna! Nie zostawię tego ot tak!
- To jest teraz twój dom! Tu masz swojego przyszłego męża! - wydarł się.
- A tam mam rodziców, siostry i resztę rodziny! - przekrzyczałam go.
- Nie jesteś ich własnością!
- A twoją jestem?!
- Mam ciebie serdecznie dość!
- A ponoć mnie kochasz! Oświadczyłeś się mi!
- Jesteś…! - urwał.
- No dokończ! Kim jestem?! Co?! - wykrzyczałam a w oczach zebrały mi się łzy.
- Do jasnej… - zaklął pod nosem i się odwrócił. Wstał i odszedł. Po chwili wsiadł do samochodu i bez słowa odjechał. Patrzyłam bez słowa, nawet się nie ruszyłam. Gdy znikł mi z pola widzenia. Zaczęłam płakać. Zanosiłam się płaczem. Nie wiedziałam co dalej robić. Po 15 minutach, a może 30? Nie wiem jak długo tam tak siedziałam i płakałam. Gdy troszkę się uspokoiłam zdecydowałam zadzwonić po kogoś by mnie stamtąd zabrał. Ale nie wiedziałam do kogo zadzwonić. Do Jane ani Johna nie chciałam dzwonić bo zaczęły by się niekończące się pytania. Cassie wolałam nie prosić by przyjechała, bo bałam się z nią jeździć, powadziła jak wariatka, a ja miałam już i tak za dużo kłopotów. Wstałam i skierowałam się do najbliższej budki telefonicznej. Wybrałam numer wciąż pociągając nosem. Po trzech sygnałach usłyszałam miły męski głos.
- Halo? - chciałam odpowiedzieć, wszystko wytłumaczyć i poprosić o pomoc. Zamiast tego wybuchłam niekontrolowanym płaczem. - Angie? To ty? Wszystko w porządku? Gdzie jesteś? Proszę, powiedz mi. Zaraz po ciebie przyjadę.
- N…na…na…na plaży… - wydukałam przez płacz.
- Której Maleńka? - zapytał jak małej dziewczynki milutkim głosem.
- Plaża Santa Monica. - wychlipałam.
- Już jadę nie ruszaj się stamtąd! - powiedział i się rozłączył. Oparłam się o budkę telefoniczną i kucnęłam. Otuliłam ramionami kolana i zaczęłam płakać. Nie wiem ile czasu minęło gdy poczułam dotyk czyjejś dłoni. Podniosłam zaczerwienione oczy od płaczu i zobaczyłam Mike'a. Kucał przede mną i głaskał mnie po ramieniu. Od razu się do niego przytuliłam z całej siły i zaczęłam histerycznie płakać. On odwzajemnił uścisk i zaczął mnie uspokajać. Po paru minutach mnie puścił z czego nie byłam zadowolona, ale zobaczyłam że jestem w samochodzie. Nawet nie zauważyłam że mnie do niego zaniósł. Sam usiadł na miejscu kierowcy i na mnie spojrzał. Dotknął mojego policzka i znowu mnie przytulił. Ja po raz kolejny zaniosłam się płaczem. Odsunął się po chwili. Starł łzy z moich policzków.
- Będzie dobrze. - powiedział i złapał mnie za rękę. Po czym odjechaliśmy. Przez całą drogę, mimo starań by nie płakać, co chwila zanosiłam się płaczem. Wtedy Mike mocniej ściskała moją dłoń i mnie uspokajał. Po ponad pół godzinie byliśmy pod moim domem.
- Nie chcę tam iść. - powiedziałam pierwsze słowa odkąd Mike po mnie przyjechał.
- Dlaczego Maleńka? - zapytał tym samym tonem co wcześniej przez telefon.
- Zaczną się pytania. - wychlipałam jedynie, ale Mike chyba zrozumiał że nie chcę wszystkim o tym opowiadać.
- Zabiorę Cię.
- Dokąd? - zapytałam załamującym się głosem.
- Do mojego domu.
- Ale Michael. A twój ojciec? - zapytałam ze strachem.
- Rozmawiałem z mamą. Nie będzie go przez 2 tygodnie. I chcę mu się w końcu przeciwstawić. Jak tylko wróci odchodzę z The Jacksons. I chcę kupić sobie jakiś dom. I znowu spotykać się z rodziną. Przecież ja praktycznie w ogóle ich nie widywałem.
- A twoi bracia? - powiedziałam wycierając łzy. Mike odpalił samochód i ruszył.
- Będą wściekli że odchodzę, ale nic na to nie poradzą. Będą musieli wytrzymać. Kiedyś może przestaną się na mnie złościć. Na razie nic im nie powiem.
- Dobrze. - wychlipałam. A Mike znowu ścisnął mnie za rękę.


***

Weszliśmy do wielkiej rezydencji. Mike trzymał mnie mocno za rękę, a ja powstrzymywałam się od płaczu.
- Mikey! - usłyszałam kobiecy głos i po chwili zobaczyłam młodą ciemnoskórą dziewczynę o krótkich kręconych czarnych włosach. Rzuciła się Michaelowi na szyję. - Jak ja cię dawno nie widziałam! Jak się za tobą stęskniłam!
- Ja za tobą też Janet, ja za tobą też. - uśmiechnął się i odwzajemnił jej uścisk. - Poznaj Angie. - powiedział kiedy go puściła. - Angie, poznaj moją młodszą siostrę Janet.
- Miło mi. - wymusiłam się na uśmiech.
- Mi również. - powiedziała ale po chwili zobaczyłam zmartwienie w jej oczach. - Przepraszam że jestem taka wścibska, ale czy wszystko w porządku? - zwróciła się do mnie.
- Nie. - odpowiedziałam krótko.
- Mogłabyś przygotować jakiś pokój dla Angie? Zostanie na razie u nas? - szybko zmienił temat Mike.
- Jasne.
- Jest ktoś jeszcze w domu?
- LaToya gdzieś się kręci. Reszta na zakupach czy gdzieś.
- I wy z nimi nie pojechałyście? - zapytał zdziwiony.
- Nie. Chłopaki nie w humorze i tak byśmy nic sobie nie kupiły.
- Aha. My będziemy w moim pokoju.
- Ok. - powiedziała, po czym ona wyszła z korytarza, a my skierowaliśmy się na piętro. Po chwili weszliśmy do jednego z pokoi. Był nie duży, w stonowanych kolorach. Usiedliśmy na łóżku. Mike spojrzał mi w oczy. Nie dałam rad już się powstrzymywać i znów wybuchłam płaczem.
- Cii. Już cichutko. - uspokajał mnie Mike z całej siły przytulając mnie do siebie. - Powiesz mi co się stało? - zapytał gdy trochę się uspokoiłam.
- Byłam z Johnnym. Był piknik. - zaczęłam powoli krótkimi zdaniami by było mi łatwiej mówić, bo wciąż zanosiłam się płaczem. - Było super. Zrobiło się późno. Zapytałam czy może mnie odwieźć. Bo muszę się spakować. On nie wiedział po co chcę się pakować. To powiedziałam że przecież wracam do Polski. A… a on powiedział że jestem jego narzeczoną i teraz u jego boku jest moje miejsce. I… i że zachowuję się jakbym miała z tylko nim romans. Że ma mnie dość. I… i mówił tak jakbym była jego własnością. I… - głos całkiem mi się załamał i się rozpłakałam. Mike mnie do siebie przytulił i zaczął uspokajać. - On mnie tam zostawił. Nie obchodziło go co ze mną będzie. Jak wrócę do domu. Czy nikt nie zrobi mi krzywdy. Po prostu odjechał. On mnie nigdy nie kochał inaczej by mnie tam nie zostawił. Pewnie chciał żeby ktoś mi coś zrobił żebym miała za swoje. I dobrze by się stało.
- Nie mów tak! To nie twoja wina że ten dupek się tak zachował i że nie rozumie prostych rzeczy. Nie możesz się obwiniać! Rozumiemy się? - kiwnęłam głową na znak zgody. - No. Przepraszam cię.
- Za co ty mnie przepraszasz? - zdziwiłam się.
- Przeze mnie go poznałaś a teraz cierpisz. - powiedział smutno.
- To nie twoja wina. Sama chciałam z nim być. To był mój wybór. Rozumiemy się? - uśmiechnął się.
- Tak.
- No. - udałam Mike'a. Oboje zaczęliśmy się śmiać. Zdziwiłam się że potrafiłam się śmiać. Ale smutek dzięki Michaelowi znikł. Cieszyłam się że go mam i próbowałam nie myśleć o problemach. Byłam tylko ja i Michael i nasza radość z bycia razem. Z bycia najlepszymi przyjaciółmi. Ale niestety do głowy wkradła mi się smutna myśl. Jutro wyjeżdżam. Nie będę widywać się z Michaelem. Gdy sobie to uświadomiłam serce mnie zabolało. Ale starałam się tego nie okazywać.

Komentarze

  1. Hy hy. No się cieszę. Jak głupia. Brutalnie ich rozdzieliłaś, ale rozdzieliłaś. :D Teraz to po prostu boję się, że Angelika wyjedzie do Polski i będzie ciężko. No i jeszcze Lisa jest przecież. Miejmy nadzieję, że Michaelowi przejdzie, bo wiadomo na co wszyscy czekają. :D
    I notka jest naprawdę fajna. Dużo się dzieje, są silne emocje, a tak lubię. :D Dodawaj szybko nową, bo narobiłaś smaka, na dalsze zdarzenia. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się dodać jak najszybciej nową. Cieszę się że ci się podoba.

      Usuń
  2. A ja chyba wcale nie jestem szczęśliwa...Rozdzieliłaś ich trochę brutalnie, przez co teraz Angie teraz cierpi...No a dodatek teraz wraca do Polski. Szkoda, że tak musi być. Ale oczywiście podobało mi się. Twoje opowiadanie jest po prostu cudowne i muszę je czytać.
    Pozdram. Martuś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za miłe słowa. Rozumiem że możesz być trochę niezadowolona z tego że Angie cierpi. Ale innego wyjścia nie było.

      Usuń
  3. No, wreszcie to opowiadanie zaczyna zmierzać w dobrym kierunku :D Świetna notka, czekam na następną :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzisiaj wrócę i zasiadam do czytania, obiecuję! :D

    ~Invincible

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie :) Nie musisz się tak tymi moimi wypocinami martwić ;) Jak będziesz miała chwilkę to zapraszam :)

      Usuń
    2. O matko i córko, i nie wiem kto jeszcze. Zabiłaś tę miłość. (Nie żebym narzekała, no xD) A niech wraca do Polski! Potęsknią sobie. Tylko martwi mnie, że Mike zostanie z tą Pańcią, co to zupę z owoców morza wpierdziela - jedna łyżka na minutę. I już nie wiem czy się delektuje czy chce być fajna. Ale fajna nie jest. TA ZUPA CIERPI, A ONA MA TO GDZIEŚ. Przepraszam, ale mam dzisiaj zły humor, a Twoje opowiadanie (pomino brutalnego zachowania Johnnego - oj, niedobry, nie spodziewałabym się tego po nim...) poprawiło mi go i chyba popadam ze skrajności w skrajność, bo jeszcze 10 minut temu byłam mordercą, a teraz mam tak zwaną głupawkę. No nic... "przed przeczytaniem przeczytaj ulotkę, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą..."
      Kocham to opowiadanie ! :D
      pozdrawiaaaaaaam
      ~Invincible

      Usuń
    3. Hahah :D No chyba będę musiała uprzedzać czytelników :P Cieszę się że poprawiłam ci humor :) Zgadzam się, biedna zupa. :P heheh
      A ja kocham Ciebie za to że czytasz! :)

      Usuń
  5. Czy jestem zadowolona? Jestem mega HAPPY! Oczywiście szkoda mi Angie bo teraz cierpi, ale tak jak napisałaś .. innego wyjścia nie było. Ciekawa jestem jak to dalej się potoczy bo nie ukrywam, że wyjazd Angie mnie zmartwił no i jeszcze zostaje Lisa. Zastanawiam się jeszcze nad jednym .... dlaczego przyjęła zaręczyny? Przecież wiedziała, że i tak wróci do Polski. Czekam na kolejną ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że jesteś zadowolona :)
      Co do tego dlaczego przyjęła zaręczyny. To co jest w 9 części tak mniej więcej wyjaśnia, przynajmniej mam nadzieję :)

      Usuń
  6. No, nareszcie! Bardzo dobrze, że ich rozdzieliłaś. Tylko z tej Angie taka beksa... ma przecież koło siebie najfajniejszego faceta na świecie! I na myśl o tym, że go zostawia bo wyjeżdża, zabolało ją serce, więc powinna się nad tym zastanowić!
    Czekam na nn i pozdrawiam!!! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No może i troszkę beksa :D heheh
      Cieszę się że Ci się podoba :)
      Postaram się jak najszybciej o nową ;)

      Usuń

Prześlij komentarz