One More Chance cz.20 part 1

Moi Drodzy!

Nie wiem czy ktokolwiek jeszcze tutaj jest, nie wiem czy ktoś to przeczyta. Ja nigdy bym nie skończyła z pisaniem tak bez słowa, uwierzcie mi. Minęło sporo czasu i wiele się działo. Wylądowałam w trzeciej klasie liceum, wiele nauki i ciągłego powtarzania "Jeszcze TYYYYLE czasu!". A potem zaraz studniówka (na której też nie było tak różowo jak myślałam że będzie, ale to długa historia) i czas mijał jak z bicza strzelił. Musiałam przygotować się do matury co było istną mordęgą, bo nauczyciele nie odpuszczali ani na moment aż do samego końca, sprawdziany, kartkówki, próbne egzaminy ustne na ocenę itp. itd. Następnie zakończenie roku a potem nagle MATURA. I się okazało że nie było aż TYYYYLE czasu. Gdy jakoś to przetrwałam i zdałam maturę ustną nastało czekanie... To chyba najgorszy okres ze wszystkich. Szczególnie że wymagał wybrania uczelni i kieruku studiów mimo że nie znałam wyników matury. Ale ten okres też przetrwałam. Teraz mam już wszystko załatwione. Zdałam maturę i zostałam przyjęta na studia. Teraz mogę się cieszyć wakacjami :D Także jeśli jest jeszcze chociaż jedna osoba która czekała na notkę i przeczyta to bardzo proszę o komentarz żebym wiedziała że nie pisze w próżnię ;)


Spojrzałam na dziurę wykopaną w ziemi… Nie mogłam odwrócić od niej wzroku… Nie słyszałam i nie widziałam niczego więcej, ani tego co mówił ksiądz, ani tego że obok dziury leżała mała trumienka, która już za chwilę miała wylądować w dziurze na którą patrzyłam…
-  Angie… - przebił się przez zamęt w mojej głowie bolesny szept Michaela. Spojrzałam na niego czerwonymi od łez oczami. On jedynie mocniej mnie do siebie przytulił.  A ja pod wpływem jego uścisku, z żalem znów zaczęłam łkać. Po chwili trumna znalazła się na dnie dziury i usłyszałam głuche uderzenie ziemi o wieko trumny… Dźwięk był tak przejmujący że wywołał u mnie spazmatyczny szloch… Poczułam pare łez spadających na moją głowę… Nawet Michael który cały czas starał się być przy mnie twardy, nie wytrzymał tego okropnego dźwięku… Ostatni raz spojrzałam na grób mojej córeczki i krzyż z napisem
"Sophie Matysiak
Jesteś wśród Aniołów"
i odeszlismy...


***

- Lena się martwi. Chce się z tobą spotkać. Musisz jej wytłumaczyć…
- Nie Michael… Nie dam rady… Proszę cię… - szepnęłam z kolejnymi łzami w oczach.
- Dobrze. Powiem jej że… że się przeziębiłaś… - westchnął i podszedł do telefonu. Podniósł słuchawkę i starając się mówić jak najnormalniej powiedział że jestem chora i po chwili wrócił do mnie.
- Co powiedziała?
- Była zła. Powiedziała że jak się lepiej poczujesz masz natychmiast do niej zadzwonić.
- Ok. - westchnęłam. Co miałam jej powiedzieć? "Cześć! Przepraszam że się nie odzywałam, ale straciłam dziecko twojego chlopaka i nie jestem w humorze"? Usłyszałam dzwoniacy telefon. - Znowu dzwoni? - zdziwiłam się. Mike wzruszył ramionami równie zdziwiony i podniósł się żeby odebrać.
- Halo? - usłyszałam głos Michaela.
- ...
- Cześć Q.
- ...
- Nie, nie będzie mnie.
- ...
- Wiem że to ważne, ale są rzeczy ważne i ważniejsze.
- ...
- Najwyżej przeniesiemy wydanie płyty na przyszły rok.
- ...
- Przecież wiem. Ale nie ma innego wyjścia.
- ...
- Quincy nie musisz zostawać w studiu. I tak nie przyjadę.
- ...
- Dobra, pogadamy kiedy indziej o tym. - odłożył słuchawkę. Poczułam jak ściska mnie w środku. To przeze mnie Mike nie pracuje, to przeze mnie nie wyda w tym roku płyty, to przeze mnie jego fani nie dostaną tego na co tak długo czekają.
- Michael?
- Tak? - zapytał zaglądając do salonu.
- Jedź tam.
- Gdzie?
- Do Quincy'ego, do studia.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. - przerwałam mu. - Michael, poradzę sobie. Przecież to nic nie zmieni, że będziesz tu ze mną siedzieć i oboje będziemy się nade mną uzalac. - powiedziałam a on spojrzał na mnie niepewnie.
- Jesteś tego pewna?
- Zdecydowanie tak.
- To...
- To dzwoń do niego i jedź.
- Dobrze. - przytaknal po chwili i poszedł z powrotem do telefonu. Po dziesięciu minutach był już gotowy, dał mi całusa w czoło i niepewnie wyszedł. Spojrzałam za nim. Ledwo powstrzymalam się żeby nie krzyknąć za nim, by został. Nie mogłam być tak samolubna, nie mogłam zatrzymywać go dla siebie. Ale gdy tylko wyszedł, ten domek na obrzeżach Los Angeles, w którym spędziłam już tyle czasu stawał się dla mnie obcy i straszny. Wzięłam parę głębokich wdechów.
- Nie przesadzaj. Wcale nie jest tak źle. Znasz ten dom jak własną kieszeń. - karciłam się na głos. Włączyłam telewizor na program muzyczny z nadzieją że znajdę tam Michaela. Na moje szczęście Mike mimo długiego okresu nie wydawania płyt, wciąż stawał się coraz slawniejszy. Gdy usłyszałam głos swojego przyjaciela w utworze "Rock With You" od razu odetchnelam. Z trudem przetrwałam do wieczora. Gdy już miałam nadzieję że Mike wejdzie lada moment do domu, usłyszałam dzwoniacy telefon. Podeszłam i podnioslam słuchawkę. Nie odezwałam się ani jednym słowem. Bałam się że znów dzwoni Lena. Jednak w słuchawce odezwał się męski głos.
- Angie? To ja, Mike. Przepraszam Cię ale nie wracam do domu. Mam tyle do nadrobienia! Poradzisz sobie?
- Oczywiście. - odpowiedziałam powstrzymując się by głos mi się nie załamał.
- Dziękuję. Rozumiesz prawda? - powiedział blagalnie.
- Pewnie.
- To zamknij dom i kładz się spać.
- Tylko się nie przemeczaj. - poprosiłam.
- Nie będę, obiecuję. Do jutra.
- Pa. - powiedziałam słysząc już jedynie monotonny sygnał telefoniczny. Westchnęłam. Powoli weszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i przytuliłam się do poduszki. Nagle zrobiło mi się zimno. Przykrylam się kołdrą ale nic to nie dało. Zaczęłam się trząść. Po chwili zaczęły boleć mnie mięśnie. Ze zmęczenia zasnęłam.

***

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Byłam blada, oczy miałam przekrwione i jedynie ciemno fioletowe since pod oczami odznaczaly się na mojej skórze. Schudłam. Ale to wszystko można było ukryć. Wzięłam do ręki przygotowane wcześniej spodnie i szeroki sweter, które idealnie ukrywaly moją utratę kilogramów. Gdy już się ubrałam, zaczęłam robić makijaż. Dodałam sobie kolorów i ukryłam since. Jedynie przekrwione oczy musiałam jakoś tłumaczyć. A to czytałam do późna, a to myjac twarz nalalam sobie do oczu wody lub mydła. Mike nie był podejrzliwy, wierzył mi przez co czułam się jeszcze gorzej. Oszukiwałam go, ale tylko dla jego dobra. Nie czułam się dobrze. Od dłuższego czasu nie spałam tak jak powinnam, a jedynie robiłam krótkie drzemki z których wybudzały mnie koszmary. Mało jadłam ale tego Michael nie widział bo większość czasu spędzał w studiu. Często płakałam. Nie wiedziałam nawet jaki jest dzień i ile czasu minęło od ostatniego razu kiedy wyszłam z domu. Miałam depresję. Wiedziałam to, ale nie zmieniało to niczego. Nie miałam ochoty czegoś z tym robić. Nie miałam siły czegokolwiek zmieniać. A Michael miał swoje obowiązki. Musiał nagrać płytę. W lipcu chciał wydać pierwszy singiel. Nie mogłam być tak samolubna by nie pozwolić mu robić tego co kocha. Gdybym przyznała mu się do depresji na pewno zostawilby wszystko żeby mi pomóc. A ja nie miałam sumienia żeby mu wszystko zabierać. Jedynie wszystko psulam. Nie powinnam w ogóle pojawić się w jego życiu. To przeze mnie jedynie cierpiał. A jednak wciąż był przy mnie. I właśnie dlatego nie mogłam mu powiedzieć, nie mogłam znów go krzywdzić. "Poradzę sobie"  powtarzałam sobie w kółko, ale dobrze wiedziałam że tak nie będzie. Jak mogłam normalnie żyć po tym wszystkim? Spojrzałam jeszcze raz na swoje odbicie i wyszłam z łazienki. Zegarek na korytarzu wskazywał dopiero 5 rano. Westchnęłam i zeszłam do salonu. Usiadłam na jednym z foteli i zaczęłam rozmyślać. Byłam dla Michaela kulą u nogi. I nie tylko dla niego. Raniłam wszystkich dookoła. Co bym nie zrobiła zawsze kogoś krzywdziłam.  Schowałam twarz w dłoniach. Miałam ochotę się rozplakac ale powstrzymywalam się resztkami woli. Wiedziałam że na górze śpi Michael i nie chciałam się wydać. Wzięłam parę głębokich oddechów. Jednak nie uspokoiło to burzy w mojej głowie. W pewnym momencie poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Podskoczylam i spojrzałam na osobę stojącą obok. - Wystraszyles mnie.
- Przepraszam. Nie chciałem. - powiedział, cichym głosem Michael.
- Co robisz o tej godzinie? Czemu nie śpisz?
- Jak to o TEJ godzinie? Przecież już jest 8.
- 8?! - spojrzałam na zegarek nie mogąc uwierzyć. Wskazywał jednak godzinę 8. Uciekły mi 3 godziny! I nawet tego nie zauważyłam.
- Tak 8. Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Zamyslilam się trochę.
- Co chcesz na śniadanie?- zapytał po chwili.
- Nie idziesz do studia? - zapytałam zdziwiona i zarazem przestraszona, jednak próbowałam to ukryć. Mike nie mógł zobaczyć co się ze mną dzieje, a nie byłam w stanie przełknąć za wiele.
- Idę ale dopiero za godzinę, bo Q załatwia nam teraz jakiś nowatorski sprzęt i chcemy sprawdzić czy będzie nam się podobała jego praca. Wiesz możemy pierwsi nagrać płytę na czymś takim. To by było coś! - mówił podekscytowany. - To co jemy na śniadanie? - zapytał po chwili.
- Już jadłam. - wymigałam się czym prędzej.
- Kiedy? - zapytał zdziwiony.
- Wstałam godzinę przed tobą. - powiedziałam pod nosem i wstałam. Sięgnęłam po książkę z półki koło telewizora. Usiadłam na przeciwko poprzedniego miejsca i zaczęłam udawać że czytam.
- Ok. - powiedział trochę zbity z tropu i wyszedł do kuchni. Poczułam się podle. Kolejny raz zbyłam go, gdy próbował być po prostu miły. Patrząc jedynie na literki opowiadania które miałam w rękach myślałam o tym co mam zrobić. W pewnym momencie z rozmyślań wyrwał mnie znany dźwięk. Dopiero po chwili skojarzyłam skąd dochodził. Usłyszałam jak Michael odbiera telefon. - Angie? - wychylił się z holu. - To do Ciebie. Ponoć ważne. - zdziwiłam się i wystraszyłam za razem. Kto mógł dzwonić? Czyżby znowu Lena chciała mnie wyciągnąć do telefonu, by dowiedzieć się co się ze mną dzieje? Niepewnie podeszłam do telefonu. Przyłożyłam słuchawkę do ucha, ale nie byłam w stanie się odezwać. Na szczęście to osoba po drugiej stronie przejeła inicjatywe.
- Angelika? - usłyszałam głos swojej bliźniaczki - Dzwonił do mnie tata. - przestraszyłam się. Coś się musiało stać. Już miałam o to pytać, gdy dostałam odpowiedź… - Mama jest w ciąży. W siódmym miesiącu.

***

Czy kiedykolwiek pomyśleliście że tak radosna nowina, jak chciana ciąża, może być dla kogoś udręką? Ja nigdy nie myślałam że będę czuć coś takiego w stosunku do własnej mamy. Z telefonem przy uchu zastygłam jakbym była z kamienia. Z lekko rozchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami. Nie słyszałam już nic co mówiła do mnie Lena przez telefon. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Nogi ugieły się pode mną i w ostatniej chwili zdołałąm się przytrzymać by nie runąć na ziemię. Oparta o ścianę zsunęłam się na podłogę z podkulonymi nogami. Czułam się jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Nie mogłam w to uwierzyć. Dopiero co straciłam własne dziecko, a moja mama, która miała już trzy córki miała urodzić kolejne. W głowie wirowały mi słowa siostry i to że to jest niesprawiedliwe.
- “To nie możliwe. To jakaś pomyłka.” - próbowałam sobie w mówić, ale dobrze wiedziałam że o pomyłce nie ma mowy. Moja mama miała zostać po raz kolejny matką, zamiast mnie. - “Czy ja na to nie zasługuje? Co takiego zrobiłam, że moje dziecko nie dożyło nawet porodu?” - W kółko zadawalam sobie te same pytania. Czułam się podle myśląc w ten sposób ale ponad wszystko przeważalo uczucie bólu, niesprawiedliwości i niestety zazdrości. Zazdrościłam własnej mamie ze zostanie po raz kolejny matka. I nie potrafiłam się tego wyzbyć. Myśl ze ona będzie mieć dziecko a ja nie bolała tak jakby ktoś wydzieral mi z piersi serce. Wciąż zamroczona podniosłam się powoli i odstawiam słuchawkę w której wciąż brzmiał głos Leny. Jakby przez sen poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać.


***
Otworzyłam obolałe od płaczu oczy. Leżałam skulona na łóżku, wtulona w poduszkę. Powoli się podniosłam i zeszłam na dół. Michaela nie było. Na stoliku leżała tylko kartka ze nie wróci na noc i prawdopodobnie będzie w domu dopiero późno w nocy kolejnego dnia. Nie zdziwiłam się. Był w ferworze pracy. Poszłam do kuchni. Miałam zamiar zrobienia sobie obiadu, ale spojrzenie na jedzenie wywołało u mnie jedynie obrzydzenie. Stanęłam oparta o stół. Nie wiedziałam co mam z sobą zrobić. Spojrzałam na nóż leżący po drugiej stronie stołu. Nagle stał się strasznie kuszacy.
- " A gdyby tak go podnieść i skończyć te męki?" - w mojej głowie pojawił się głos. - "Nikt już by nie musiał cierpieć z twojego powodu. Nie krzywdziłabyś już Michaela, ani Leny. Byłabyś już na zawsze z Sophie." - ręka sama sięgnęła po błyszczący metalowy nóż… Dotknęłam zimnego tworzywa  i od razu cofnęłam dłoń… W mojej głowie pojawił się obraz zrozpaczonej Leny. To było po śmierci Kamili. Lena leżała na moich kolanach, co chwilę usypiała i się budziła. W pewnym momencie znów zaczęła płakać. Próbowałam ją uspokoić. Mówiłam kojące słowa. Przestała płakać, wytarła oczy ręką i podniosła się na łokciu. Spojrzała na mnie i powiedziała “Jak dobrze że mam Ciebie. Nie poradziłabym sobie sama. Nigdy mnie nie zostawiaj.” i przytuliła się z powrotem do moich kolan. Byłam wtedy lekko zaskoczona, nic nie odpowiedziałam, zaczęłam jedynie głaskać ją po głowie. Teraz to wspomnienie sprawiło że nóż tak wcześniej kuszący stał się przerażającym i odstraszającym narzędziem. Spojrzałam przerażona na swoją rękę i na nóż. - “Jak mogłam chcieć to zrobić?! Jak mogłam chcieć ją zostawić… ją i Michaela?! - ganiłam się w myślach. Szybko wyszłam z kuchni i zaczęłam się ubierać. W pośpiechu założyłam buty i cienki płaszcz, a na szyję zarzuciłam apaszkę. Musiałam jak najszybciej wyjść. Dusiłam się w pomieszczeniach. Otworzyłam drzwi i z impetem wypadłam z domu, pierwszy raz od tak dawna. Od razu poczułam się lepiej mogąc odetchnąć świeżym powietrzem. Nie patrzyłam gdzie idę, po prostu szłam przed siebie i wdychałam powietrze. Gdy w końcu się rozejrzałam byłam w jakimś parku. Nie dużym, bo po drugiej stronie pomiędzy drzewami było widać budynki. Rozglądając się szłam na koniec ścieżki. W pewnym momencie mijając jedną z ławek usłyszałam płacz, dopiero wtedy zauważyłam że siedzi na niej młoda dziewczyna, blondynka o krótkich prostych włosach, była drobna i skuliła się tak że było jej jeszcze mniej niż w rzeczywistości. Usiadłam koło niej, ale nie wiedziałam co dalej robić.
- Wszystko w porządku? - zapytałam w końcu. Dziewczyna podniosła zapłakane zielone oczy i spojrzała na mnie. Pokiwała jedynie przecząco głową. - Co się stało? - dziewczyna spuściła wzrok na swoje dłonie.
- Wszystko straciłam… - szepnęła - Byłam taka głupia.
- To na pewno nie jest prawda…
- Jest. - zaprzeczyła od razu - Pół roku temu wpadłam w depresję po stracie pracy. Przestałam się dogadywać z chłopakiem… Nie, nie chciałam się z nim dogadać. Długo o mnie walczył ale cały czas go odrzucałam. Zostawił mnie tak jak chciałam. Przestałam kontaktowac się z rodziną i przyjaciółmi. Nie odbierałam telefonów, nikogo do siebie nie dopuszczałam. Próbowałam się zabić, bo sądziłam że to wszystko naprawi. Uratowali mnie, a ja im jedynie zrobiłam kłutnie i zakazałam kontaktu ze mną. Miałam dość wszystkich dookoła, miałam dość życia. Nie chciałam znać nikogo z moich bliskich. I dopiełam swego. Wszyscy mnie zostawili. I wie pani kiedy spostrzegłam co ja najlepszego zrobiłam? Kiedy okazało się że jestem chora na raka i nie mam do kogo pójść, komu się wyżalić. Straciłam wszystko przez głupią pracę, której nawet nie lubiłam! Byłam idiotką. - podniosła się z ławki. - Niech nigdy pani nie popełnia moich błędów. Nigdy nie odrzuca ludzi sobie bliskich. - powiedziała patrząc nie widzącym wzrokiem przed siebie - Dziękuję że mnie pani wysłuchała. - szepnęła smutno się uśmiechając.
- Niech się pani nie poddaje i odezwie do kogoś bliskiego. Nie zostawią pani w takiej sytuacji na pewno. - powiedziałam, a ona lekko kiwnęła głową i odeszła spiesznym krokiem. Gdy zniknęła za drzewami spojrzałam przed siebie. Miała rację. Całkowitą. Nie mogę się od wszystkich odwrócić. Oni chcą mi pomóc. Nie mogę ich odrzucić. Wstałam i ruszyłam w drogę powrotną. Po pół godzinie byłam w domu. Otwierając drzwi usłyszałam że dzwoni telefon. Szybko wbiegłam do środka i podniosłam słuchawkę.
- Wreszcie odebralas! - usłyszałam zaniepokojony głos Michaela. - Dzwonię piąty raz! Myślałem że coś się stało, bo rano tak szybko poszłaś do siebie i się połozyłaś. Co się dzieje?
- Mikey, wszystko w porządku. Byłam na spacerze. A rano tylko się troszkę gorzej poczułam, ale położyłam się i już jest wszystko w porządku. Na prawdę. Nie masz sie czym martwić.
- Na pewno?
- Na pewno. A ty się nie przemęczasz?
- Nie, no co ty. Właśnie mamy przerwę. A właściwie mieliśmy. Przepraszam Cię muszę kończyć i wracać do pracy.
- Spokojnie. Tylko się nie przemęczaj.
- Nie będę. Do jutra. - powiedział i się rozłączył. Odłożyłam słuchawkę i ściągnęłam z siebie płaszcz i buty. Weszłam do kuchni. Spojrzałam na lodówkę. Od razu zrobiło mi się nie dobrze.
- Bądź silna. - powiedziałam do siebie. - Musisz jeść. - wzięłam głęboki oddech i spróbowałam odrzucić czarne myśli. Przygotowałam potrzebne mi produkty i zrobiłam kleik taki jaki jedzą małe dzieci. - Małymi kroczkami. - wciąż sobie powtarzałam. Zjadłam z trudem prawie wszystko. Gdy skończyłam położyłam się na kanapie z nogami na oparciu. Było mi niedobrze i starałam się robić wszystko żeby tylko nie zwrócić jedynego w dzisiejszym dniu posiłku. Dopiero po paru godzinach mogłam wstać. Umyłam naczynia i usiadłam na kanapie w salonie. Poczułam się strasznie zmęczona. Położyłam się i  przykryłam kocem. Jednak mimo zmęczenia nie mogłam zasnąć przez dziwne uczucie strachu. Nie potrafiłam nawet stwierdzić czy to na pewno strach. Czułam się tak jakby wszystko dookoła było zagrożeniem. Szybko włączyłam telewizor zeby odwrócić swoją uwagę od tego uczucia. Na moje szczęście trafiłam na stary wywiad Michaela z okresu kiedy był jeszcze w The Jacksons. Jego głos od razu dodał mi otuchy i mimo że widziałam ten wywiad już tysiąc razy to zaczęłam go oglądać. Jednak nie trwało to długo. Po chwili powieki zrobiły mi się ciężkie i zasnęłam.


***


Zakrylam twarz starając się nie rozesmiac, ale na nie wiele się to zdało i po chwili wybuchlam niekontrolowanym śmiechem. Mike umorusany na twarzy śmietaną spojrzał na mnie a potem na Lenę trzymającą w jednej dłoni miskę, z jak sądziła, bitą śmietaną, którą dopiero co zabrała z nad głowy Michaela, a drugą dłonią zasłaniająca sobie usta tak jak ja wcześniej. Ona też jednak długo nie wytrzymała i po chwili również wybuchła śmiechem.
- O wy! - krzyknął Mike, a my zaczęłyśmy uciekać. Obydwie wyleciałyśmy na dwór i wbiegłyśmy do lasku za domem. Schowałyśmy się za drzewami, spojrzałyśmy na siebie i znowu wybuchłyśmy śmiechem, jednak tym razem po cichu by nie sprowadzić na siebie “zagłady” w postaci Michaela , który chodził po podwórku w tę i z powrotem próbując nas znaleźć. Patrząc na niego nie mogłam uwierzyć że jeszcze miesiąc temu siedziałam sama w domu i nie chciałam nawet go widzieć, a co dopiero moją siostrzyczke, której nawet telefonów unikałam. Ostatnie dwa tygodnie były prawdziwą torturą i walką z samą sobą. Wstawalam jak zawsze ubieralam się i malowalam i zmuszalam do zjedzenia chociaż odrobiny chleba na śniadanie. Często chciałam się poddać ale wtedy do kuchni wchodził Mike i pytał co zjem. Od razu odzywały się wyrzuty sumienia i że nie mogę ich odrzucać, że jestem dla nich ważna i nie mogę ich zostawić. Jednocześnie próbowałam tymi myślami zagłuszyć głos w mojej głowie mówiący że jestem idiotką skoro tak uważam i lepiej im by było beze mnie. Nie miałam siły na walkę którą toczyłam z samą sobą, ale słowa tamtej dziewczyny huczały mi w uszach. Sprawiały że nie mogłam się poddać. Lenie nie powiedziałam jednak prawdy. Nie mogłam. Utrzymalam że byłam chora i nie miałam siły nawet rozmawiać. Lena przyjęła to wytłumaczenie z rezerwą, czuła że nie mówię prawdy, ale nie drazyla tematu.
- Chodź pójdziemy do tamtego drzewa i schowamy się za nim. Jest większe od tych. - wyrwał mnie z rozmyślań szept Leny pokazującej na duże drzewo za nami. Kiwnelam głową na zgodę i ruszyłyśmy powoli starając się nie zwrócić na siebie uwagi. Spojrzalysmy na siebie, usmiechnelysmy się i… w tym momencie stanęłam na suchą gałąź która głośno złamała się na pół. Za nim zdążyłyśmy cokolwiek zrobić (oprócz paniki) Mikey był już koło nas.
- A mam was! - krzyknął, złapał nas za ramiona i zaciągnął na trawnik. - I co teraz mam z wami zrobić? - zapytał z groźną miną.
- Nie rób nam krzywdy! - teatralnie powiedziała Lena.
- No nie wiem, nie wiem… - udawał że się zastanawia. - Już wiem! Musicie coś zrobić żebym was wypuścił.
- Co? - zapytałam, a on ze śmiechem nastawił policzek. Obie wybuchłyśmy śmiechem i jednocześnie dałyśmy mu buziaka w policzek, Lena w jeden a ja w drugi i Mike nas puścił.
- No ładnie, ładnie. Na chwilę was zostawić a już podrywasz mi dziewczynę. - usłyszałyśmy za nami Johnny’ego. Lena od razu pobiegła się z nim przywitać.
- Cześć kochanie. - przytuliła go i dała mu buziaka.
- Jaka słodka para. - powiedziałam i jednocześnie z Michaelem udaliśmy że wymiotujemy tą słodkością. Lena pokazała nam język i jeszcze raz ze śmiechem pocałowali  się z Johnnym. Spojrzałam na nich z uśmiechem, byli szczęśliwi, to było dla mnie najważniejsze, ale gdzieś głęboko poczułam się zazdrosna. W mojej głowie odezwał się ten znienawidzony głos, który podpowiadał mi pytania, “A co by było gdybyś nie rozstała się z Johnnym? Może Sophie by dzisiaj żyła? Co by było gdyby Twoja siostra nie pojawiła się w LA?”. Szybko skarciłam się za to w myślach. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Johnny’ego.
- Z was też by była słodka para. - powiedział z uśmiechem. Oboje z Michaelem otworzyliśmy szeroko oczy i spojrzelismy na siebie.
- No co Ty.
- Przestań. - powiedzieliśmy jednocześnie.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi. - zapewniłam.
- Jak tam chcecie. - wzruszył ramionami, wszyscy czworo ruszyliśmy z powrotem do kuchni. Razem z Leną dokończyłyśmy desery i wszyscy usiedliśmy w salonie salonie zajadając każdy swój deser.
- Jak tam idzie z wydaniem nowej płyty? - zapytał Johnny Michaela.
- Całkiem dobrze, jak tak dalej pójdzie to wydam ją w tym roku.
- To świetnie!
- A jak u Ciebie? Widziałem ostatnie czteryfilmy w których grałeś i byłeś świetny!
- Mam parę propozycji. W tej chwili gram w serialu, niedługo ma wyjść pierwszy odcinek.
- Koniecznie obejrzymy. - uśmiechneliśmy się. Rozmawialiśmy do wieczora. Było wspaniale. Myślałam że wszystko się już ułozyło, aż do pewnego momentu. Spojrzałam na Michaela. Miał w kąciku ust bitą śmietanę z deseru.
- Poczekaj… - powiedziałam do niego i odruchowo starłam ją kciukiem na co Mike odwdzięczył się uśmiechem który odwzajemniłam. Oboje spojrzeliśmy na Lenę i Johnny’ego którzy wlepiali w nas wzrok. No cóż, mieli przed oczami przecież piękną scenkę miłosną w której ukochana wyciera coś z kącika ust ukochanego i oboje patrzą na siebie z miłością uśmiechając się. A przynajmniej można było tak pomyśleć na nas patrząc...
- Mowiliscie że nie jesteście parą. - powiedziała z wyrzutem Lena.
- Bo nie jesteśmy. - zaprzeczylam.
- Jak nie chcecie to nie mówcie! Oczywiście mi nic nie warto mówić! - krzyknęła.
- O czym Ty gadasz?! Przecież mówię że nie jesteśmy razem! Czy nie moge sie tak zachować w stosunku do przyjaciela?!
- Nie wygladacie na przyjaciół i na pewno się tak nie zachowujecie!
- Ty słyszysz co mówisz?! Bzdurzysz! O co Ci chodzi?!
- O to że wyjechałas praktycznie bez słowa! O to że nie odzywałaś się przez tyle czasu! A potem jakby nigdy nic zaczynasz znowu się z nami spotykać i niczego nie wyjasniasz! Czy ja na prawdę nie jestem dla Ciebie już kimś ważnym?! Nie możesz mi po ludzku powiedzieć prawdy?! Skąd mam wiedzieć że mnie nie oklamujesz?! Zresztą myślałam że jesteśmy nie tylko siostrami ale też przyjaciółkami i że mówimy sobie wszystko! - wstała z miejsca.
- To czego ode mnie oczekujesz?!
- Powiedz mi prawdę! - krzyknęła Lena i nastała cisza. Nie mogłam jej powiedzieć prawdy, to by tylko wszystko pogorszylo. Nie mogłam tego zrobić. Otworzyłam usta z zamiarem udania że nie wiem o co jej chodzi i że cały czas mówiłam jej prawdę… Ale nie potrafiłam. Nie potrafiłam kłamać jej prosto w oczy, szczególnie w takiej chwili. Zamknęłam więc usta i spuściłam wzrok. - Pewnie, nie mów! - krzyknęła z całej siły uderzając w stół rękoma.
- Lena… - wtrącił się Johnny.
- Co?! Może nie mam racji?! Może nie martwiłam się przez cały ten czas gdy nie wiedziałam co się z nią dzieje?! - krzyczała do Johnny’ego ale cały czas z wyrzutem patrzyła na mnie.
- Lena daj spokój. Chodź… - Johnny próbował załagodzić sytuacje.
- Nie! Co, Ty też jesteś po jej stronie?! Ona miała nas…
- Lena! - przerwał jej Johnny z oburzoną miną.
- Miała nas w dupie! A Ty na mnie nie krzycz bo to cała prawda! Mam dość! Mam dość ciągłej niewiadomej! Od zmysłów odchodzę bo moja bliźniaczka jest nie wiadomo gdzie i nie wiadomo co się z nią dzieje, a ona ma to gdzieś! - krzyknęła robiąc się jeszcze bardziej czerwona od złości.
- Lena uspokój się.
- Nie będziesz mnie uspokajał! Mam was dość! Mam was wszystkich serdecznie dość! - krzyknęła wstając, porywając swoją kurtkę z wieszaka i wybiegając z domu.
- Przepraszam… - jęknął Johnny patrząc na mnie ze zbolałą miną.
- To moja wina… - szepnęłam.
- Lepiej za nią pójdę. - powiedział i wybiegł. Nastała cisza. Nagle na ręce poczułam dłoń Michaela. Spojrzałam na niego.
- Wszystko się ułoży. - szepnął i wstał z miejsca po czym przytulił mnie do siebie. Wtulona w jego brzuch pozwoliłam żeby emocje ze mnie opadły i zaczęłam bezgłośnie łkać.


***


-  Powinienem coś powiedzieć, wybronić Cię jakoś. Ale byłem tak zszokowany… Pierwszy raz widziałem Lenę w takim stanie. Przepraszam Cię. - Mike kucał przede mną trzymając mnie za rękę.
- Przestań, co miałeś niby zrobić? Ja nie mam wytłumaczenia które byłoby w tej sytuacji dobre. Ale nie mogę jej powiedzieć prawdy. Po prostu nie.
- A to by wszystko wytłumaczyło. - szepnął Mike. - Przecież to Twoja siostra. Zrozumiała by.
- Oj jak Ty się mylisz. - pomyślałam.
- Pójdę wziąć prysznic. - wstałam i wyminęłam  Michaela. Nie powinnam się tak zachowywać w stosunku do niego. Ale jak mam mu powiedzieć że nie mogę wyznać siostrze prawdy bo to z jej chłopakiem poroniłam dziecko? Do końca dnia praktycznie nie rozmawiałam z Michaelem. Z tysiąc razy próbowałam zdobyć się na odwagę by zadzwonić do Leny ale za każdym razem tchórzyłam. Usiadłam zrezygnowana w salonie i beznamiętnie patrzyłam na pszczołę latającą wokół kwiatów stojących na stole zwabioną przez ich zapach przez otwarte okno.
- Angie? - podniosłam wzrok na Michaela, który skrępowany stał nade mną i przeczesywał swoje włosy ręką. - Ja… - zaczął, ale przerwał mu dźwięk telefonu.
- To na pewno Lena. - powiedziałam i szybko pobiegłam by odebrać telefon. Podniosłam słuchawkę i już miałam krzyczeć jak bardzo ją przepraszam gdy usłyszałam głos Johnny’ego.
- Angie? - zachrypiał głosem pełnym bólu. - Angie, mieliśmy wypadek… - szepnął powstrzymując się by się nie rozpłakać. - Angie… Lena chyba nie żyje…

Komentarze

  1. Witam po długiej nieobecności ;)
    Wyczekiwana notka- jak zawsze wspaniała. Martwił mnie na początku stan Angie, jednak na szczęście z tego wszystkiego wybrnęła. Najbardziej zaniepokoiła mnie jednak końcówka... Oby nic się nie stało :(

    Pozdrawiam i oczywiście czekam na NN ;)

    ~ Jackie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baaardzo sie cieszę że jednak ktoś czyta! :D Bałam się że to była za długa przerwa. Ale skoro jesteś to mogę pisać kolejną :) Dziękuję bardzo za komentarz!
      Jacksonka

      Usuń
  2. Nie wiem, czy to przypadek, ale dosłownie zajrzałam na bloga, a tu Twoja notka. Przyznam się... nie czekałam jak zawsze... bo... no zapomniało mi się o blogowaniu, chociaż żałuję... No ale jestem i nadrabiam zaległości, choć ta u Ciebie, trzeba przyznać, nie jest długa. :) Przeczytałam... z pełnym zainteresowaniem :) Jak zawsze z resztą.
    Gratuluję dostania się na studia. :) Wspaniała wiadomość :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę powodzenia. :)
    Marta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie! :D Bardzo się cieszę że wstąpiłaś i przeczytałaś :) Mam nadzieję że na następną też wstąpisz chociaż ta to pewnie za około miesiąc dopiero jak dobrze pójdzie :/ Jeszcze raz dziękuję!
      Jacksonka

      Usuń
  3. Nie zostawiłaś bloga prawda? Będzie notka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście że nie zostawiłam! Niestety nie spodziewałam się że przygotowania do studiów a teraz i studia zabiorą mi aż tyle czasu. Mam nadzieję że mi to wybaczycie i ktoś zostanie ze mną i poczeka na te moje wypociny, za co byłabym bardzo wdzięczna.
      Jacksonka

      Usuń
  4. Cały czas czekam... :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że nie zostawiłaś jeszcze bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyjemnie się czytało, ale coś długo czekamy.
    Mam nadzieję, że jednak nie zostawiłaś bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka. Jestem nowa na blogu. Mam pytanie czy beda pojawiac sue jeszcze opowiadania?
    Pozdrawiam i czekam;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka. Jestem nowa na blogu. Mam pytanie czy beda pojawiac sue jeszcze opowiadania?
    Pozdrawiam i czekam;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć wszystkim! Strasznie Was przepraszam że musiało to tyle trwać. Jeśli jeszcze ktoś będzie chciał czytać tego bloga to już nie długo nastąpią tu małe zmiany! Mam nadzieję że Wam się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz