One more chance cz.8

Ta notka według mnie jest okropna. Nie wiem dlaczego ale jakoś strasznie ciężko mi się ją pisało. No nic. Zapraszam do czytania tej beznadziei. Aha i baaaardzo proszę o komentarze :D Są dla mnie bardzo ważne.

Minął miesiąc od mojego pierwszego spotkania z Johnnym. Przez ten czas widywaliśmy się prawie codziennie. Po jakimś czasie zaczęliśmy chodzić ze sobą. Byliśmy już parą od ponad dwóch tygodni. Michael wciąż mieszkał ze mną. Martwił się o mnie, szczególnie odkąd powiedział Josephowi że chce odejść z zespołu. Na razie oficjalnie wciąż był jego członkiem ale to była tylko kwestia czasu. Wiedział to bardzo dobrze Joseph. Gdy się dowiedział mało co nie zabił Mike'a. Nie mówiąc już o groźbach. Dla bezpieczeństwa Michael został u mnie. Na szczęście Jane nie robiła problemów i sama zaproponowała przerwę w nagrywaniu nowej płyty. Mimo wszystko byłam szczęśliwa. Miałam wspaniałego chłopaka, niesamowitego przyjaciela i kochającą rodzinę. Od paru dni mieszkała z nami również jeszcze jedna „osoba”, którą była kotka Cassie. Słodki, trójkolorowy pers. Czego mi trzeba więcej?

***
Po cichu zamknęłam za sobą drzwi wejściowe. W domu było ciemno. Nic dziwnego, o tej godzinie wszyscy spali. Odłożyłam swoje kremowe szpilki w garderobie i po omacku i cichutku wyszłam z sieni. Wolnym krokiem zaczęłam kierować się w stronę kuchni. Nagle w salonie zapaliło się światło. Tak się wystraszyłam że podskoczyłam i mało co nie wrzasnęłam, na szczęście zdążyłam zakryć dłonią usta i wydobył się tylko przyciszony pisk. Spojrzałam na salon. Na fotelu odwróconym w moim kierunku siedział Michael.
- Zwariowałeś? Mało co zawału nie dostałam. - powiedziałam ściszonym głosem.
- Przepraszam. - odpowiedział obojętnym tonem.
- Co ty tutaj robisz o tej godzinie?
- Czekam na ciebie.
- Na mnie? Nie potrzebnie. Trzeba było kłaść się spać i się nie męczyć. - uśmiechnęłam się.
- Miałaś wrócić o 23. Jest 1 w nocy. Wiesz jak się martwiłem? Myślałem że coś ci się stało. - podniósł głos i wstał z fotela.
- Cicho bo obudzisz Jane i Johna.
- Nie ma ich. Jeszcze nie wrócili z bankietu. Prawdopodobnie wrócą dopiero koło 4. - powiedział i usiadł z powrotem. Popatrzyłam na niego. Westchnęłam i podeszłam.
- Michael. - przytuliłam go. - Nie potrzebnie się tak martwiłeś. Po prostu się zagadaliśmy z Johnnym. Przepraszam że narobiłam ci strachu i że prze zemnie nie spałeś. Cieszę się że mam takiego przyjaciela jak ty, który się o mnie martwi i troszczy. - przytuliłam go jeszcze mocniej. - A jak tam Lisa? - zapytałam po chwili wciąż w niego wtulona.
- Świetnie. - uśmiechnął się. - Wciąż nie mogę uwierzyć że jesteśmy ze sobą. To jak sen. I to wszystko dzięki tobie. Dziękuję.
- Nie masz za co dziękować. - oderwaliśmy się od siebie. Uśmiechnęłam się. - Idę się napić i idę spać. Tobie też to radzę. - pogroziłam mu palcem i się roześmiałam. Michael również się zaśmiał. Pożegnaliśmy się i poszedł do swojego pokoju. Ja też po paru minutach leżałam już w piżamie w łóżku. Zaczęłam rozmyślać. Dobrze pamiętałam historię z Lisą.
Lisą Marie Presley.

***
Trzy tygodnie wcześniej
Leżałam na ławeczce w ogrodzie i się opalałam. W pewnym momencie usłyszałam Michaela. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam w stronę z której przychodził dźwięk. Mike siedział pod jednym z największych z drzew jakie tu rosły i nucił jakąś piosenkę. Wydawał się strasznie smutny. Zrobiło mi się przykro. Wstałam i powoli zaczęłam iść w jego stronę. Gdy zrobiłam pierwszy krok usłyszałam słowa piosenki.
She's out of my life
She's out of my life
And I don't know whether to laugh or cry
I don't know whether to live or die
And it cuts like a knife
She's out of my life

It's out of my hands
It's out of my hands
To think for two years she was here
And I took her for granted I was so cavalier
Now the way that it stands
She's out of my hands

So I've learned that love's not possession
And I've learned that love won't wait
Now I've learned that love needs expression
But I learned too late

She's out of my life
She's out of my life
Dammed indecision and cursed pride
Kept my love for her locked deep inside
And it cuts like a knife
She's out of my life
- Michael. - odezwałam się gdy skończył. Podniósł zawstydzony głowę. Po jego policzku spływała samotna łza.
- Przepraszam. - powiedział.
- Michael, za co tym mnie przepraszasz? - zapytałam zdziwiona. Wzruszył jedynie ramionami. Zapadła cisza. Zastanawiałam się o co chodzi, wiedziałam że Mike mi sam z siebie nie powie.
- O kim jest ta piosenka? - wpadłam na pomysł.
- Jak to o kim? O nikim. To jest po prostu piosenka.
- Michael. Już mnie nie okłamiesz. Trochę cię już znam. Powiedz mi. - westchnął.
- Kiedyś poznałem pewną dziewczynę. Była na naszym koncercie. Siedziała zaraz pod sceną i miała sporo ochrony. Rozmawialiśmy po koncercie, była miła, zabawna. Miała wtedy 13 lat. Była jeszcze na paru naszych koncertach i zawsze potem rozmawialiśmy. Potem znikła. Nie wiem jak to możliwe żeby po paru rozmowach tak się do kogoś przywiązać. Na początku to było jedynie przywiązanie, ale z biegiem lat to się zmieniło. Cały czas o niej myślałem. Widziałem ją w gazetach. I czułem do niej coś więcej. Brakowało mi jej. Dlatego napisałem ta piosenkę. Starałem się z nią jakoś skontaktować, ale nie miałem możliwości. Teraz jest starsza od ciebie o rok. Ale nadal to nic nie zmienia. Nie mam jak się z nią spotkać, ani nawet jak zadzwonić.
- Michael. Nie możesz tego tak zostawić. - stwierdziłam po chwili. - Wiesz jak ma na imię?
- Oczywiście. Lisa Marie Presley.
- Skądś znam to nazwisko. - powiedziałam pod nosem.
- Jest córką Elvisa Presley'a. - zaśmiał się cicho. - Sławnego i wielkiego piosenkarza.
- Oj, nie śmiej się. Nie znam się na waszych piosenkarzach. - zrobiłam obrażoną minę. - Ale tego akurat znam. No ale wracając do tematu. To poproś kogoś nie wiem, np. swojego adwokata, żeby ją znalazł. Zadzwoń umów się. Na pewno nie odmówi jak usłyszy że dzwoni do niej Michael Jackson. - uśmiechnęłam się i szturchnęłam go łokciem. Odwzajemnił uśmiech.
- Myślisz? - zapytał z nadzieja w głosie.
- Jasne że tak.

Tydzień później

- Angie! Nie uwierzysz! Wdziałem się z nią! - krzyczał uradowany Mike.
- Co? Jak? Gdzie? - krzyknęłam wyrwana (jak zwykle) ze snu. - Pali się gdzieś? Co się stało?
- Widziałem się z Lisą. - powiedział cały w skowronkach.
- Naprawdę? I co?
- Jest piękna. Wciąż się świetnie dogadujemy. Jest taka zabawna. - rozmarzył się.
- No ale co dalej? - dopytywałam zniecierpliwiona. - Zaprosiłeś ją na randkę?
- Tak. - powiedział ze swoim słodkim uśmiechem XXL. - I się zgodziła! - zaczął skakać po pokoju. Po chwili oboje skakaliśmy trzymając się za ręce i głośno się śmiejąc.
- Tak się cieszę że ci się udało. - powiedziałam gdy już padliśmy na dywan.
- A jak ja się cieszę! - zaczęliśmy się śmiać. - Dziękuję. - powiedział gdy się uspokoiliśmy.
- Nie masz za co. - uśmiechnęłam się - Ja tylko cię zmusiłam ty mój mały strachalcu. - zaczęłam łaskotać go.
- Hahahah… Aaaa nie!… Angie!… Przestań!…hahahhahah…Proszę!
- Heheh dobra. Tym razem cię oszczędzę. - powiedziałam śmiejąc się.
- Tak? To ja teraz ci nie podaruję! - krzyknął i zaczął mnie łaskotać. I tak się nad sobą „znęcaliśmy” aż do wieczora.
***
Uśmiechnęłam się do swoich wspomnień. Mike był taki szczęśliwy a ja się do tego przyczyniłam! To sprawiało mi ogromną radość. Spojrzałam na zegarek. Było po 2 w nocy. Ułożyłam głowę na poduszkę. Uśmiechnęłam się jeszcze raz i zamknęłam oczy. Od razu odpłynęłam w krainę snów.
***
Usłyszałam, jakby w oddali, cichy śpiew. Był bardzo przyjemny. Przytuliłam się mocniej do poduszki na której leżałam. Śpiew jakby się trochę przybliżył. Było mi tak miło i przyjemnie. Miękkie i wygodne łóżko, cieplutka kołdra… Nagle wprost do mojego ucha ktoś zaśpiewał „ No, get up girl, show me what you can do!” tak głośno że od razu podskoczyłam i spadłam z łóżka. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam dywan. Przewróciłam się na plecy. Mike stał nade mną i się śmiał zadowolony z siebie. Podał mi rękę.
- Niedługo to się stanie tradycją rodzinną że budzę się na podłodze. - powiedziałam z przekąsem podając mu rękę i wstając. Mike się roześmiał.
- Ja cię mogę tak budzić. - zaproponował wspaniałomyślnie, na co zrobiłam minę typu: „Jeszcze jedno słowo a uduszę”. Uśmiechnął się.
- Która godzina? - zapytałam niezadowolona.
- W pół do siódmej. - powiedział w odróżnieniu ode mnie zadowolony.
- Co? Przecież to jeszcze noc. Ja idę spać! - odwróciłam się w stronę łóżka i już miałam się na nie rzucić, ale Michael złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię. - Michael! Puść mnie! - zaczęłam się wyrywać ale on jakby nigdy nic wyszedł z pokoju i zaczął schodzić po schodach. Po chwili byliśmy w jadalni. Postawił mnie na ziemi i zmusił żebym usiadła na krześle. Zrobiłam obrażona minę. Usłyszałam cichy chichot. Popatrzyłam w stronę kuchni. Jane i John stali w kuchni i robili śniadanie. Zrobiłam minę która gdyby mogła zabiłaby. Byłam wściekła. Siódma! Ja go zabije! Jak można tak wcześnie budzić ludzi! Nagle cała trójka wybuchła niepohamowanym śmiechem. - O co wam chodzi? - popatrzyłam na nich jak na wariatów.
- B… bo… hahahha. - nie dał rady dokończyć Mike i z powrotem wybuchł śmiechem. Obejrzałam czy jestem brudna czy coś w tym stylu, ale wszystko było w porządku. Po chwili zrozumiałam. Odwróciłam się i zobaczyłam Cassie, śpiącą pod stolikiem w salonie. Miała rozmazany makijaż i śmiesznie przez to wyglądała. Nie mówiąc już o tym że przytulała się do nogi tego stolika. W tym momencie do Cassie podeszła Fran (kotka) i polizała ją w policzek.
- Ymm… Martin… pocałuj mnie jeszcze raz. - powiedziała przez sen, a ja nie wytrzymałam i wybuchłam takim śmiechem że pewnie wszyscy sąsiedzi mnie słyszeli. Cassie wyrwana ze snu odruchowo chciała się podnieść i przywaliła w stół, co mnie doprowadziło do takiego stanu że tarzałam się po podłodze i ledwo łapałam oddech. Wszyscy zaczęli tym razem śmiać się ze mnie, a biedna Cassie wyczołgała się spod stołu i stała patrząc na nas wszystkich jakby była w zakładzie dla obłąkanych.
- Z czego się tak chichraliście? - zapytała gdy się uspokoiliśmy.
- Z ciebie wariatko! - powiedziałam z uśmiechem.
- A co ja takiego zrobiłam? - zrobiła zdziwioną minę.
- Spałaś pod stołem! - krzyknęliśmy chórem i się roześmialiśmy.
- Yyyy. - wydała z siebie i spaliła buraka. Usiedliśmy w jadalni przy stole i po chwili otrzymaliśmy śniadanie od Jane i Johna.
- A właściwie co ty robiłaś pod stołem w salonie? - zapytałam kończąc jeść omlet.
- Nooo… bo, ja… właśnie… yyy… - zaczęła się jąkać. Spojrzałam na nią z miną w stylu: „Mów prawdę bo wyciągnę ją siłą”. Westchnęła. - Zadzwonił do mnie Martin. O 5 rano! Powiedział że wyjechał do Kanady na dwa miesiące. Wkurzyłam się, że nic mi wcześniej nie powiedział i się pokłóciliśmy. Jeszcze zadzwonił tak wcześnie rano! Dlatego jak tylko usiadłam na kanapie od razu zasnęłam. Pewnie spadłam z niej w czasie snu.
- Przykro mi. - powiedziałam i dotknęłam jej ramienia. - Może wróci szybciej. - próbowałam ja pocieszyć.
- A niech se wraca kiedy chce. Nie obchodzi mnie to. - zrobiłam wielkie oczy. - Naprawdę. - upewniła mnie widząc moją minę. - Zaczyna mnie wkurzać. Jesteśmy ze sobą szmat czasu, a ten idiota zachowuje się jakby w ogóle nie był w związku. Jeździ gdzie chce i kiedy chce i nawet nie raczy mi o tym powiedzieć wcześniej. I jeszcze to jego zachowanie. Nie dość że jest strasznie zazdrosny to jeszcze sam wiecznie się ogląda za innymi. Ja mam już go dość. Nie będę się z nim męczyła.
- Słusznie. Jeśli nie potrafi się zachowywać jak normalny człowiek to niech spada. - przytuliłam ją. Wiedziałam że to nie jest dla niej łatwe. Nagle zadzwonił telefon. - Odbiorę. - zaproponowałam i podeszłam do telefonu.
- Halo?
- Angie? - usłyszałam Johnny'ego.
- O cześć! Coś się stało że dzwonisz tak wcześnie?
- Nie. Po prostu chciałem cię usłyszeć.
- Jak miło. - uśmiechnęłam się.
- Moglibyśmy się dzisiaj spotkać? - zapytał strasznie poważnym głosem.
- Jasne.
- To przyjadę po ciebie o 12.
- Dobrze. Do zobaczenia.
- Kocham cię. Pa.
***
Siedziałam w ładnej restauracyjce razem z Johnnym. Właśnie kończyliśmy obiad. Cały czas się śmialiśmy. Było bardzo miło. Po chwili zrobiło się cicho. Johnny popatrzył na mnie. Uśmiechnęłam się, ale on był strasznie poważny. Wystraszyłam się. Powiedziałam coś nie tak? Źle się zachowałam? On powoli wstał. Wolnym krokiem do mnie podszedł. I… uklęknął. Otworzyłam szeroko usta. Wyciągnął z kieszeni malutkie pudełeczko i je delikatnie otworzył. W środku był piękny pierścionek. Spojrzał mi prosto w oczy.

- Angie. Wyjdziesz za mnie?

Komentarze

  1. Jeżeli chciałaś mnie wkurzyć to Ci się udało jak nigdy! I ty chcesz, żeby wytrzymała jeszcze parę takich notek? Ja już mam dosyć po tej. I powinnaś wiedzieć dlaczego ciężko Ci się ją pisało. Nie dość, że w innych opowiadanich jest podobne to jeszcze ty mi to robisz. I nie licz na litość! Nie wiem, czy dam rade przeczytać kolejną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cie za wszystkie moje wymysły przepraszam. Ale to jest na prawdę ważne. Inaczej dalsza część opowiadania nie będzie miała sensu, a ja już mam wszystko poukładane. Błagam żebyś wytrzymała jeszcze tylko parę notek.
      Jacksonka xD

      Usuń
  2. Świetna:D
    Wiesz,niedawno mieliśmy kłopot z internetem i nie czytałam notek twoich i innych,ale postaram sie to nadrobić.
    Wena też zgasła i teraz coś wymyślam i dopisuję,nie wiem kiedy bedzie.:)


    Teresa
    Ps.Fajne to zrobiłaś,jak jeździ sie myszką z tą miniaturką MJ...no wiesz.Zajebiste:D

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie! Kończyć w takim momencie?? Chyba nie powiesz, że ona się zgodzi! Jak tak to "z nami koniec"! Nie wejdę tutaj więcej! ;)
    Weźże ich spiknij z Michaelem... plisss nie może być inaczej :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże błagam cie nie odchodź :D Zobaczysz jak to będzie. Mam tylko wielką prośbę byś wszystkie moje wymysły wytrzymała. PROSZĘ.
      Jacksonka xD

      Usuń
    2. Może po kilku głębszych dam radę :) :) :D

      Usuń
    3. Heheh :D To na prawdę długo jeszcze nie potrwa. Zrozumiesz po może 3 notkach. Te są na prawde ważne chociaz wiedziałam że wam się to nie spodoba ;)

      Usuń
  4. Rozumiem, jeśli masz tak poukładane w głowie, to spokojnie pracuj po swojemu. Każdy ma swoją koncepcję i pomysł na opowiadanie. Oczywiście wiadomo, że chciałabym by główni bohaterowie byli razem, ale życie nie jest takie proste. :D Diana

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zgadzaj się! Nie zgadzaj sięęęęęęęęęęęę!
    W takim momencie przerwać? I mnie teraz zje... wszystko mnie zje z ciekawości. Niech się nie zgadza! xD

    ~Invincible

    OdpowiedzUsuń
  6. Zabijee...zabije po prostu...w takim momencie?
    Ty już wiesz co ja sądze na temat tego Deep'a więc nie będę nic więcej mówić xD
    Jestem trochę zła...jak mogłaś mi to zrobić? ;cc
    P.S Czekam na nową i masz mi szybko wyjaśnić o co cho bo tak jak piszą inne komentarze..nwm czy doczytam kolejną notke...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetna jak wszystkie :D ale mam nadzieję, że Angie się nie zgodzi xD

    OdpowiedzUsuń
  8. http://jacksonmichae.blogspot.com/#_=_v zparaszam <3
    i superrr <3

    OdpowiedzUsuń
  9. O kurczę :D Nieźle się porobiło. Fajniej by jednak było gdyby Mike i Angela byli razem :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz