One more chance cz.15
Nowa notka :) Mam nadzieję że wrócicie do mnie, bo ostatnio było bardzo mało komentarzy. Czytajcie i komentujcie. Zapraszam.
Podniosłam
głowę i spojrzałam na ogromny zegar na miejscowym kościele.
Wskazywał 16. Powoli wspięłam się po schodach. Otworzyłam
ciężkie drewniane stare drzwi i weszłam do środka. Zobaczyłam
leżącą na środku kościoła trumnę.
- Boże ktoś zmarł. - pomyślałam. Postanowiłam zapytać się kogoś kogo jest to pogrzeb. Msza się jeszcze nie rozpoczęła i ludzie stali w różnych częściach kościoła. Najbliżej stała kobieta w czarnej sukience z burzą ciemnych włosów na głowie, dziwnie znajoma, chociaż byłam pewna że nigdy jej nie spotkałam.
- Przepraszam bardzo. Czyj to pogrzeb? - zapytałam ale nie otrzymałam odpowiedzi, ponieważ kobieta jedynie zaszlochała i wytarła chusteczką rozmazany pod okiem makijaż. Weszłam więc dalej w głąb kościoła. Nagle zobaczyłam kogoś znajomego przy trumnie.
- Michael? - zapytałam zdezorientowana podchodząc do niego. On spojrzał na mnie w pierwszym momencie jakby zdziwiony ale już po chwili jego wzrok stał się smutny.
- Źle ze mną. - stwierdził jakby tłumacząc się.
- Ale dlaczego? - zapytałam zdumiona spoglądając na trumnę. Zrobiło mi się słabo, serce zaczęło bić jak szalone. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Słyszałam jak pulsuje mi krew w żyłach. W trumnie leżała młoda kobieta. Ubrana w piękną, czarną suknię. Cała blada. Z zamkniętymi już na zawsze oczami... Martwa.. Kobieta która była mną... Obudziłam się z krzykiem. Z trudem oddychałam głośno łapiąc każdy oddech. Nie mogłam się uspokoić, wciąż widziałam własną twarz, tak bladą że przechodziły przeze mnie dreszcze. Było mi strasznie duszno, cała byłam mokra i lepiłam się od potu ale trzęsłam się jakbym miała zaraz zamarznąć. Nie mogłam przestać, mimo że mięśnie zaczęły odmawiać posłuszeństwa demonstrując to bólem w każdym najdrobniejszym mięśniu. Do pokoju weszła moja mama.
- Boże ktoś zmarł. - pomyślałam. Postanowiłam zapytać się kogoś kogo jest to pogrzeb. Msza się jeszcze nie rozpoczęła i ludzie stali w różnych częściach kościoła. Najbliżej stała kobieta w czarnej sukience z burzą ciemnych włosów na głowie, dziwnie znajoma, chociaż byłam pewna że nigdy jej nie spotkałam.
- Przepraszam bardzo. Czyj to pogrzeb? - zapytałam ale nie otrzymałam odpowiedzi, ponieważ kobieta jedynie zaszlochała i wytarła chusteczką rozmazany pod okiem makijaż. Weszłam więc dalej w głąb kościoła. Nagle zobaczyłam kogoś znajomego przy trumnie.
- Michael? - zapytałam zdezorientowana podchodząc do niego. On spojrzał na mnie w pierwszym momencie jakby zdziwiony ale już po chwili jego wzrok stał się smutny.
- Źle ze mną. - stwierdził jakby tłumacząc się.
- Ale dlaczego? - zapytałam zdumiona spoglądając na trumnę. Zrobiło mi się słabo, serce zaczęło bić jak szalone. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Słyszałam jak pulsuje mi krew w żyłach. W trumnie leżała młoda kobieta. Ubrana w piękną, czarną suknię. Cała blada. Z zamkniętymi już na zawsze oczami... Martwa.. Kobieta która była mną... Obudziłam się z krzykiem. Z trudem oddychałam głośno łapiąc każdy oddech. Nie mogłam się uspokoić, wciąż widziałam własną twarz, tak bladą że przechodziły przeze mnie dreszcze. Było mi strasznie duszno, cała byłam mokra i lepiłam się od potu ale trzęsłam się jakbym miała zaraz zamarznąć. Nie mogłam przestać, mimo że mięśnie zaczęły odmawiać posłuszeństwa demonstrując to bólem w każdym najdrobniejszym mięśniu. Do pokoju weszła moja mama.
-
Wstaje... - urwała widząc w jakim jestem stanie. - Co się
stało? Źle się czujesz? - zapytała przestraszona.
-
Powiedzmy. - odpowiedziałam zachrypniętym głosem.
-
Idź weź gorącą kąpiel. - powiedziała zmartwiona podchodząc do
mnie. - Dasz radę sama?Chyba masz gorączkę. - stwierdziła
dotykając mojego czoła.
-
Tak dam radę. - powiedziałam tylko i skierowałam się w stronę
drzwi. Po chwili byłam już w łazience spojrzałam w lustro i
krzyknęłam z całych swoich sił, zasłaniając twarz i kuląc się
w kącie łazienki. Po chwili obok mnie stała już mama. Objęła
mnie ramionami, powtarzając jak mantrę pytanie „Co się stało?”.
Dopiero po chwili byłam w stanie odpowiedzieć.
-
Moja twarz… Wyglądam jak trup…
***
Położyłam
się do łóżka w świeżo zmienioną przez moją mamę
pościel. Bałam się zasnąć. Nie chciałam myśleć o tym śnie,
mogłam myśleć o czymkolwiek byle nie o nim. Dlatego zaczęłam
myśleć o Stanach. Odkąd wróciłam do Polski minęło 2 lata. Od
jakiegoś roku nie dostawałam już listów. John i Jane tłumaczyli
się w ostatnim liście że przez to że Jane pracuje nad trasą
koncertową jakiejś gwiazdki nie będą mieli czasu na napisanie
listu, a potem jeszcze oboje wyjeżdżają w tą trasę by dopilnować
wszystkiego. Bardzo przepraszali i obiecywali że napiszą gdy tylko
wrócą. Nie miałam im tego za złe. Mieli własne życie, pracę,
problemy. Nie mogli wiecznie myśleć tylko o mnie. Janet już więcej
do mnie nie napisała, po tamtym liście. Cassie pisała mi o tym że
nie będzie miała jak. Otóż kto by pomyślał ale zaczęła
studia! I to psychologię! Niesamowite że taka wariatka będzie
pomagać ludziom w taki sposób. Na samą myśl uśmiechnęłam się
niestety nie tak jakbym chciała bo wciąż się strasznie trzęsłam.
Pisała mi że nie spodziewała się że studia są tak trudne i że
całe dnie ślęczy nad książkami, a żeby trochę pójść do
przodu i mieć potem lżej będzie się uczyć przez wakacje.
Strasznie przepraszała i obiecywała że mi to wynagrodzi, ale
funkcjonuje teraz w taki sposób że gdy kończy naukę od razu
kładzie się spać. Przestała nawet spotykać się z chłopakami!
Stwierdziła że chyba zanim skończy te studia to będzie sama
potrzebowała pomocy tyle że psychiatry. Jej też nie miałam tego
za złe. Rozumiałam że jest jej trudno. Jedynie Michaela nie
rozumiałam. W ostatnim liście napisał że bardzo tęskni, że w
ogóle nie pracuje nad nową płytą co strasznie go irytuje, a to
wszystko przez to że wciąż ma jakieś jak to określił „gale,
bale i inne bzdety”. Cały czas pisze teksty ale nawet nie ma czasu
na nagranie porządnego dema. Był na to strasznie zły. Jednak mimo
wszystko był bardzo szczęśliwy. Pisał że chyba w końcu odważy
zapytać się Lisy czy jest w ciąży. Że zaprosili ich oboje na
wywiad i Lisa nawet się zgodziła. Że kupili domek. Że nie może
się doczekać aż w końcu przyjadę. Obiecał że będzie pisać
minimum raz w miesiącu… Teraz od roku nie dostałam ani jednego.
Do niego napisałam chyba z setkę. Na żaden nie dostałam
odpowiedzi. Martwiłam się. Bardzo się martwiłam. Stało się coś
że nie pisze? Coś MU się stało? A może po prostu nie chce już
do mnie pisać? Obraził się? Zapomniał o mnie? Zajął się własną
rodziną, własnymi sprawami i stwierdził że nie jestem już mu
potrzebna, nie jestem dla niego ważna? A może wszystko było
kłamstwem? Może nigdy nie byłam ważna? Może napisał te listy od
niechcenia? Może teraz już mu się nie chce? Nie wiedziałam co o
tym myśleć. A im więcej myślałam tym bardziej bolało, że te
przypuszczenia mogłyby być prawdziwe. Powieki zrobiły się nagle
ciężkie. Tak bardzo że nawet strach przed zaśnięciem nie
powstrzymał ich od zamknięcia się. Nawet nie spostrzegłam kiedy
zasnęłam.
***
Gdy
się obudziłam za oknem było już ciemno. Zdziwiło mnie to że tak
długo spałam. Przecież przespałam całą noc, a teraz i cały
dzień? Powoli wstałam z łóżka. Mimo to przed oczami zrobiło mi
się ciemno i ledwo ustałam. Po chwili odzyskałam wzrok i wyszłam
z pokoju. Usłyszałam głosy z kuchni. Ruszyłam w jej kierunku. Po
chwili stałam już w jej progu.
-
Wstałaś? Lepiej już się czujesz? - zapytała mama od razu do mnie
podchodząc.
-
Lepiej. - zachrypiałam.
-
Dam ci coś do picia. Siadaj. - rozkazała Lena. Usiadłam przy stole
koło taty i oparłam łokcie o stół, a głowę na rękach.
-
Wszystko w porządku? - zapytał spoglądając na mnie.
-
Jasne. - odpowiedziałam już troszkę lepszym głosem. Po chwili
rozbrzmiał dźwięk naszego nowego telefonu. Podskoczyłam na
krześle nie przyzwyczajona jeszcze do jego obecności.
-
Odbiorę! - rzuciła się do telefonu Lena. Po chwili dźwięk
ustąpił i usłyszałam zadowolony głos Leny.
-
Halo?
-
…
-
Eeeee… Jak to było? - mruknęła pod nosem. - Eeem…
Yes, she is here. - odpowiedziała troszkę nie poradnie.
- I call her. - powiedziała po czym wydarła się
na całe gardło. - Angelika! Ktoś do ciebie! Z Ameryki! -
momentalnie znalazłam się przy telefonie.
-
Halo?
-
Hi. - usłyszałam - „Będzie mówiła po
angielsku” - pomyślałam żeby uświadomić sobie że
muszę przestawić się na ten język.
-
Z kim rozmawiam? - zapytałam uprzejmie już po angielsku.
-
Z Janet. Przepraszam że przeszkadzam. Pamiętasz co pisałam w
liście? - zrobiło mi się słabo. Bardzo dobrze wiedziałam
o co chodziło. - Teraz muszę cię o to poprosić.
***
-
Nie możesz od tak wyjechać do Stanów! - wydzierała się mama.
-
Przecież masz tu pracę! - zawtórował tato.
-
I rodzinę! - dołączyła Lena. Ja cały czas się pakowałam. Nie
miałam dużo czasu. Janet załatwiła mi lot z samego rana. O 6
miałam wylot, a była już 20, co oznaczało nie całe 10 godzin na
spakowanie się i dojechanie na lotnisko, co stawało się coraz
trudniejsze z upływem czasu, bo widziałam że rodzice coraz
bardziej się denerwują i mogą mnie nie zawieźć.
-
Muszę tam jechać.
-
To nie normalne że jesteś na każde ich zawołanie! - krzyknęła
Lena.
-
A co mam zrobić?! - odpowiedziałam jej tym samym, wstając z
klęczek. - Jestem im potrzebna! Jestem potrzebna komuś na kim mi
bardzo zależy, za kim strasznie tęskniłam i nie mam zamiaru
zostawiać go gdy jestem mu potrzebna! - wydarłam się i wróciłam
na klęczki, pakując kolejne rzeczy. Usłyszałam że osoby które
stały nade mną wyszły z pokoju. Wypuściłam powietrze które
nieświadomie wstrzymywałam. Nie mogłam tam nie pojechać. Byłam
potrzebna Michaelowi. Janet nie wchodziła w szczegóły ale
powiedziała że jest źle… Wtedy przypomniałam sobie sen. Mike
powiedział w nim że jest z nim „źle”. Możliwe żebym to jakoś
przewidziała? Nie wiedziałam co o tym myśleć. Resztę czasu
spędziłam na pakowaniu się i rozmyślaniu o tym.
***
-
To jak? Zawieziesz mnie? - zapytałam, ledwo stojąc na nogach, tatę.
Spał od ok. 5 godzin i nie był zachwycony że go obudziłam.
Stwierdziłam w myślach że powinien się cieszyć że w ogóle coś
spał. Ja natomiast ledwo się trzymałam. Było po 3 w nocy i
musieliśmy się zacząć zbierać, a ja wszystko robiłam w jakby
zwolnionym tempie. Niepokoiło mnie że mimo przespania prawie 24
godzin nie mogłam wytrzymać ok. 7 godzin tylko dlatego że była to
noc. Ale teraz nie mogłam o tym myśleć. Jakimś cudem
wyzbieraliśmy się i ruszyliśmy na lotnisko. Nie całe pół
godziny przed odlotem wszystko było już gotowe. Bagaże oddane i
reszta spraw załatwiona. Stałam z tatą przed wyjściem na pasy
lotniska. Spojrzałam na niego przepraszającym wzrokiem.
-
Nie przepraszaj. Jesteś im potrzebna. My to rozumiemy. Tylko nie
lubimy się z tobą rozstawać. - powiedział z uśmiechem.
Przytuliłam go z całej siły i zaczęłam szlochać. Ale były to
łzy szczęścia, że mam taką cudowną rodzinę.
-
Dziękuję. - powiedziałam wciąż w niego wtulona.
-
Nie masz za co. Jesteś naszą córeczką. Zawsze będziesz. Kochamy
cię i chcemy żebyś była szczęśliwa. - odparł przytulając mnie
jeszcze mocniej. Po chwili, która wydała mi się stanowczo za
krótka, usłyszeliśmy że muszę już iść. Westchnęłam i
puściłam go. Spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnął się i dał mi
całusa w czoło. - Idź kochanie. - powiedział pokrzepiająco.
-
Przeproś dziewczyny! I powiedz Lenie że ma przekazać Anieli o tym
że wyjechałam! - krzyknęłam powoli się oddalając. Tato się
zaśmiał.
-
Tak i powiem żeby ona powiedziała że ty powiedziałaś że ona
miała powiedzieć! - wybuchliśmy od razu śmiechem. Pomachałam mu
jeszcze tylko i zniknął mi z oczu.
***
Lot
minął szybko bo cały przespałam. Nie zdziwiło mnie to ale
zaniepokoiło. Czemu tyle spałam? To chyba raczej nie było
normalne. Pokręciłam głową żeby o tym już nie myśleć i
rozglądnęłam się za Janet która miała mnie odebrać z lotniska.
Po chwili ją zobaczyłam. Stała przygnębiona z drugiej strony
lotniska, szukała mnie rozglądając się na wszystkie strony. Gdy
podeszłam zobaczyła mnie i ruszyła w moją stronę. Przylgnęła
do mnie, zaskakując mnie tym tak bardzo że upuściłam bagaże.
-
Dziękuję że przyjechałaś.
-
Nie ma za co. - odpowiedziałam będąc trochę w szoku.
-
Chodźmy już. - stwierdziła po chwili. Zabrała moje dwie torby i
ruszyła przed siebie. Złapałam walizkę i torebkę i szybko
poszłam za nią. Przed lotniskiem stał czarny Cadillac Deville.
Janet poszła w jego kierunku. Otworzyła bagażnik i włożyła
torby i walizkę, po czym wskazała ręką żebym wsiadała na
miejsce pasażera. Usiadłam na wygodnym skórzanym siedzeniu i się
zapięłam. Po chwili wsiadła też Janet. Zapięła się i odpaliła
silnik. Spojrzała na mnie. - Jesteś bardzo zmęczona? - zapytała.
-
Nie całą drogę spałam.
-
Możemy od razu jechać do Michaela?
-
No oczywiście. Przecież po to tu przyjechałam, żeby mu pomóc. -
kiwnęła głową na znak że rozumie i ruszyła. Nastała cisza a ja
już nie wytrzymywałam, w końcu się odezwałam. - Powiesz mi co
się stało? - westchnęła i zobaczyłam że zaczynają jej się
szklić oczy.
-
Jakiś rok temu zaczęło coś się dziać pomiędzy Mike'iem a Lisą.
Coraz częściej zdarzały się sprzeczki i „ciche dni”. Z czasem
zamiast się poprawiać, psuło się jeszcze bardziej. W pewnym
momencie Lisa się wyprowadziła. A po miesiącu… wzięli rozwód.
- słuchałam z wytrzeszczonymi z przerażenia oczami.
-
Co takiego? Rozwiedli się? Przecież Mike ją tak kochał!
-
No właśnie. To było trzy miesiące temu. Od tamtego czasu Mike w
ogóle nie wychodzi z domu. Nie ma z nim żadnego kontaktu. Przez
pierwszy miesiąc zostawiłam go samemu sobie tak jak prosił bo
myślałam że potrzebuje czasu na przemyślenie tego wszystkiego i w
ogóle. Ale jak minął a on nadal się nie odzywał zaczęłam się
niepokoić. Dzwoniłam, przychodziłam pod jego dom. Nie odbiera, nie
wpuszcza nikogo do domu. Boję się że coś sobie zrobi. - ostatnie
zdanie wypowiedziała załamującym się głosem. Po policzku
spłynęła jej łza. Ja sama nie doszłam jeszcze do siebie po tym
co usłyszałam. Siedziałam wpatrując się w ulicę którą
jechałyśmy. - Pomożesz mi? - usłyszałam nagle. Odwróciłam
wzrok od drogi i spojrzałam na nią. Miała zalaną już całą
twarz łzami. Patrzyła przed siebie.
-
Zatrzymaj się. - poprosiłam. Spełniła moją prośbę i wyłączyła
silnik. - Przyjechałam po to żeby ci pomóc, żeby jemu pomóc. I
to zrobię… Przynajmniej się postaram. - powiedziałam przytulając
ją z całych sił. W moich ramionach całkiem się rozkleiła. Była
bardzo związana z Michaelem. Bardzo go kochała. Dla mnie byli tak
do siebie podobni że momentami można by było pomyśleć że są
bliźniakami. Pewnie dlatego byli dla siebie tak bliscy. Ja starałam
się nie rozkleić ale sama myśl że Michael mógł cierpieć
sprawiała że serce mi pękało na miliard kawałeczków. Teraz
byłam silna dla Janet ale nie wiedziałam jak długo dam radę taka
być.
***
Podjechałyśmy
pod niewielki domek na przedmieściach LA. Zdziwiłam się.
- Co tu robimy? - zapytałam.
-
Mike kupił ten domek po ślubie. - kiwnęłam głową. Wysiadłyśmy
i podeszłyśmy pod drzwi. Janet zapukała, ale nie było żadnego
odzewu. Zadzwoniła ale efekt był taki sam.
-
Spróbuj jeszcze raz. - powiedziałam. Zadzwoniła jeszcze trzy razy
i zapukała ale w
ciąż
była cisza.
-
Michael! Wiem że tam jesteś! W tej chwili otwórz! - wykrzyczała
wreszcie zdenerwowana.
-
Odejdź! - usłyszałyśmy nagle. Serce mnie zabolało. To nie był
ten sam głos który pamiętałam. Ten był przepełniony bólem,
żalem.
-
Mike… - odezwałam się nieśmiało. - Michael to ja. Proszę…
Otwórz. - głos mi się załamał. Spojrzałam na wciąż zamknięte
drzwi. Janet spuściła głowę.
-
To nic nie da. Poczekaj zawrócę tylko i możemy jechać. - kiwnęłam
głową na znak zgody. Po chwili Janet już szła do samochodu, a ja
podeszłam bliżej do drzwi. Dotknęłam ich i oparłam głowę
ścianę przy drzwiach.
-
Proszę… - powiedziałam jeszcze cicho. Klamka delikatnie drgnęła.
Po chwili drzwi się uchyliły i zobaczyłam Michaela. Patrzył na
mnie czerwonymi oczami. Był nieogolony, włosy miał roztrzepane,
ubrany w rozciągnięty sweter i dresowe spodnie. - Michael… -
powiedziałam tylko i mocno go przytuliłam. On objął mnie i
zanurzył głowę w moich włosach.
-
Angie… - westchnął załamującym się głosem.
Samochód Janet |
Nie wiem, co napisać. Po prostu siedzę przed komputerem i płaczę.
OdpowiedzUsuńTo jedyne, co mogę teraz z siebie wydobyć, siostrzyczko.
Hej. Świetna notka. Pięknie to wszystko napisałaś. Mam nadzieję, że Mike się jakoś pozbiera przy pomocy Angeliki. Naprawdę, brak słów. Mało kto poświęciłby się dla przyjaciela, czując wcześniej pewnego rodzaju złość. Główna bohaterka jest wyjątkowa.
OdpowiedzUsuńNa pewno wszyscy czytelnicy wrócą. W każdym razie nie powinnaś się tym przejmować. U mnie ostatnio jedynie dwie osoby, ale i dla nich dobrze się piszę. Wiem, to przykre, ale pamiętaj, że zawsze zostają wierni czytelnicy, jak ja.
Pozdram. Martuś.
Wielkie dzięki. To wiele dla mnie znaczy. Ja też muszę przeprosić bo przez problemy ze szkołą nie miałam czasu na komentowanie i mimo że starałam się czytać to wiem że komentarze są ważne. Dla mnie są bardzo. Gdy tylko zaczną się wakacje od razu to nadrobię.
UsuńJeśli chodzi o Angie. Chcę powiedzieć że jeszcze NAS na pewno zaskoczy xD Bo jak powiedziałaś "jest wyjątkowa".
Jeszcze raz dzięki ;*
Jacksonka
Witaj.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twoje opowiadanie w kilka godzin, ale tylko tyle wystarczyło, żebym się uzależniła. Po prostu piękne. I nie przesłodzone, co jest rzadkością. Nie jestem w stanie nic więcej napisać. Rozkleiłam się czytając tą część. Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam,
Gabi.
Nic sie nie przejmuj, że czasem jest mniej komentarzy. Każdy blog przez to przechodzi, raz się lepiej kręci, raz gorzej. I nie ma tu znaczenia jakość notki, bo Twoje są bardzo dobre, cały czas coś się dzieje. Smutny ten rozdział, ale przez to ujmujący. Biedny Mike. Choć może teraz będzie szansa, żeby z Angie coś wyszło...?
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciąg,
Pozdrawiam! :)
Rozczuliłam się kiedy się przytulili. <3 Dziękuję Ci. :*
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńWybacz, że tak dawno mnie nie było. Mam problemy z komputerem, a z telefonu ciężko się korzysta. :(
Nadrobiłam już zaległości! Na prawdę lubie Twoje opowiadanie! I postaram się zaglądać częściej i zostawiać po sobie komentarze! :)
Nie mogę się już doczekać kolejnej części! Oby Michael się szybko pozbierał!
Billie
Boże, zastanawiałam się jaką okropną osobą musisz być skoro dwa lata nie pozwoliłaś im się spotkać. Ale po skończeniu tego rozdziału... z jednej strony w końcu ich spotkałaś, ale z drugiej płakać mi się chce, że w takich okolicznościach. Szkoda mi Mike'a. Mam nadzieję, że we dwoje dadzą radę. Że będzie dobrze. Czekam na nową i przepraszam, za tak długą nieobecność. Mam nadzieję, ze uda mi się w końcu regularnie wpadać i czytać :)
OdpowiedzUsuń